Ponownie
przebudziłam
się
w środku
nocy. Przewracając
z boku na bok, nie mogę
odepchnąć
uporczywego problemu na dalszy plan... Komu przydzielić
to parszywe N18 na samej górze ekranu Waiting Screen'u (tzw.
Zlecenia jeszcze nieprzydzielone).
Od
jakiegoś
czasu taki właśnie
koszmarek prześladuje
mnie w środku
nocy: jedno ze zleceń
z jakiegoś
trudnego kodu pocztowego typu E4, N22 czy SE25 pozostaje
nieprzydzielone, ja nie mogę
zdecydować
się
komu je sprzedać,
wskazówki zagarka tykają...
Ten absurdalny wyścig
z czasem ściga
mnie nawet w trakcie weekendu. Wychodzi pewne zboczenie zawodowe
podsycone godzinami skumulowanego stresu w tzw. Control roomie, czyli
kontrolce. Kiedyś
już
chyba wspominałam,
że
pracuję
w firmie kurierskiej na telefonach, zaś
od grudnia awansowałam
na wychodzoną
przez siebie pozycję Right Hand Person, tudzież
Assistant Controller (Asystentki Dyspozytora).
Zakres
moich obowiązków
można
ująć
jako: ułatwianie
pracy dyspozytorowi, rozwiązywanie
problematycznych dostaw typu 'jestem pod drzwiami, odbiorcy nie ma w
domu' lub 'przyjechałem
po kopertę,
a do odebrania jest pudło
dla vana') doradzanie klientom i telefonistom z tzw. ETA, czyli
Estimatetd Time of Arrival, naciąganie
faktów - 'Kurier jest w drodze!', 'Tak, tak, jest już
niemal za rogiem', wiedząc,
że
jeszcze co najmniej 15 minut minie, zanim dojedzie... choć
to Londyn jest, więc
zawsze można
zrzucić
na słabe
warunki atmosferyczne, korki i czasem zawrotne odległości.
Przyjmuję
też
na klatę
rozżalonych,
wkurzonych i często
totalnie pasywno-agresywnych Brytyjczyków (napiszę
wyraźnie
– w Wielkiej Brytanii zjawisko niestety nagminne), czyli sprzątam
brud powstały
w trakcie świadczenia
usług
kurierskich, które nawet przy najlepszych chęciach
czasem wymskną
się
spod kontroli z powodu np. strajkujących
pracowników TFL-u (Transportation For London, czyli nasze MPK),
urodzin królowej, pogrzebu Thatcher itp.
Tyle
teorii, w praktyce dzień
mija Ci szybko, koktajl różnych
osobowości
podjudza rzucanie żartów
w pracy i jest to nawet całkiem
fajna robota wymagająca
stałego
kontaktu z ludźmi
i umiejętności
pracowania pod gigantyczną
wręcz
presją.
Czasem jednak kontrolka robi się
gęsta
jak budyń
z powodu nagromadzonego stresu, przekleństw
rzucanych pod adresem klientów, kurierów i czasem innych
pracowników, no i potu spływającego
z palców stukających
szaleńczo
po klawiaturze. Dobra, trochę
przekoloryzowałam
w tym miejscu. Czasem stres tak Cię
nakręca,
że
totalnie zapominasz, że
oto jesteś
na telefonie z ważnym
klientem i wymyślasz jakieś
straszne bzdury. Albo klient dzwoni z nieśmiertelnym z wyrzutami
GDZIE JEST MOJA PACZKA?!?, ty starasz się
skontaktować
z kurierem, i ten akurat jest totalnie niekontaktowy, wyrzucasz z
siebie Fu*cki, wank*ry i inne możliwe
wyzwiska, by wyładować
frustrację.
Tak
więc
taka właśnie
praca wypełnia
mi dni, a wraz z nią jest jeszcze wisienka na torcie. Nazwijmy ją
Natural Progression, jak to określił mój szef. Myśl,
która pojawia się
w głowie
chyba każdego
kuriera, a mianowicie, że po znudzeniu się kurierką zostanie
dyspozytorem (będę
w tym miejscu używać
kalki językowej,
czyli kontroler). Jak każdy
wie, kontroler fajną
robotę
ma, siedzi w ciepłym,
biurowym otoczeniu i zarabia kokosy.
Czy
rzeczywiście
jest taka fajna robota? Zważywszy,
że
kontroler musi być
niczym ośmiornica,
czyli ogarniać
wszystko ośmioma
mackami, a konkretnie: pamiętać
kto gdzie jest w i którą
stronę
jedzie, kto ma paczkę
super rush i powinien pędzić,
komunikuje się
na bieżąco
z resztą
control room team
i telefonistami, doradzając
za ile zostanie odebrana paczka z City czy West Endu. Do tego
dochodzi ciągła
komunikacja z kurierami na radiu: 'Jesteś
POB? (Package On Board) 'Odbierz EC3, EC4, zawołaj
na radiu jak będziesz
w W1, znaim zrzucisz ostatnią
paczkę
w NW10' ... Musi również
czasem przemówić
do rozsądku
kurierowi, który nagle stwierdza, że
ma dosyć
na dziś
i jedzie do domu; lub sprzedać
zlecenie, które wywiezie kogoś
na manowce. Kontrolując
dbasz o dobro kurierów, firmy i zaspokajasz widzimisię
klientów, a to wszystko w ciasnych ramach czasowych. Dochodzi do
tego ciągłe
przełączanie
między
ekranami ze zleceniami nieprzydzielonymi i tymi 'in progress', na
kolejnym monitorze jest mapa pozycująca
kurierów, która czasem zawodzi i nieaktualizuje się
na bieżąco,
więc
tym bardziej musisz nadzorować
na radiu, kto gdzie akurat się
znajduje. Do tego dochodzi komunikacja smsowa, kurierzy wpadają do
biura i zagadują i yadda yadda yadda, jesteś ośmiornicą na radiu.
Czujesz
się
jakbyś
był/-a
w centrum jakiejś
skomplikowanej maszyny i wiesz, że
wszystko spoczywa w Twoich dłoniach.
Spada na Ciebie ogromna odpowiedzialność
niczym głaz
popychany przez jeszczę większą skałę.
Aby okiełznać
stres i adreanlinę klniesz, tłumisz
to w sobie albo nadrabiasz postawą
zen, jogą
lub medytacją.
Tak
więc,
chciałam
obwieścić
wszem i wobec, że
oto od stycznia z mojej własnej
inicjatywy i z zachętą
szefostwa oraz pozostałych
kontrolerów, szkolę
się
na kontrolerkę.
The dream comes tru
ktoś
mógłby
powiedzieć.
W moim przypadku zawsze była
fascynacja ulicami i kodami pocztowymi, czemu dałam
wyraz w pracy magisterskiej poświęconej
nazewnictwu ulic w Pradze, kolejno poszerzałam wiedzę o londyńskiej
topografii w trakcie pracy na kurierce, a teraz doskonalam
zrozumienie struktury pocztowej i nazewniczej Londynu, które to
stanową esencję
tej pracy.
Rozwijam
tę
pasję,
czując
zarazem w środku,
że
generalnie jest to mocno zmaskulinizowana profesja. W swojej karierze
kurierskiej miałam
do czynienia z jedną
kontrolerką,
która zresztą
była
szefową
firmy i jak na szefa przystało,
kontrolowała
nad wyraz kiepsko (obecny szef idzie tym samym tropem, byle by ekran
wyczyścić..
ech..) . Zatem w pewien sposób przedzieram nowe szlaki i coś
sobie, a może
i innym udowadniam, zresztą
wychodzę
z założenia,
że
kontrolując,
utylizuję
kobiecą
wielozadaniowość,
więc
ta rola jest wręcz
szyta dla nas na miarę,
drogie Panie!
Mam
szczęście,
że
pracuję
z Nigelem, który jest urodzonym kontrolerem, i potrafi np.
przydzielać
zlecenia z godzinnym wyprzedzeniem i (poprzez tzw. Pre-alokację,
któa pozwala ułożyć
na ekranie plan kto, co dostanie)i wysyłać
je w precyzyjnym momencie, kiedy kurier akurat zrzuca paczkę.
Nigel twierdzi, że
kontrolowanie to gra, coś
jak tetris, kiedy planujesz kolorowe klocki i czekasz na ten w tym
samym kolorze, który jak w końcu
spadnie, nabije Ci wysoki wynik. Tak więc
Nigel jest moim wzorem i w tę
stronę chcę
pójść.
W stronę
spójnego, precyjnego kontrolowania i umiejętności
podejmowania szybkich decyzji.
Jak
mi idzie? Pozbyłam
się
poczucia zamrożenia
i cholernej tremy, które początkowo
towarzyszły
mi, kiedy siadałam
na 'pudle' (z ang. 'to be on the box'). Teraz siadam na spokojnie,
wiedząc
dokładnie
kto jedzie w jakim kierunku, na ile mogę
polegać
na poszczególnych kurierach, obstawiam na czas tzw. Prebooki (czyli
paczki zabookowane z wyprzedzeniem czasowym, które z
założenia powinny być
odebrane na czas), brzmię
pewniej i asertywniej na radiu (co ma nie lada znaczenie zważywszy,
że
mam pod sobą
17 latynosów i mieszankę
5 chłopaków
na rowerach) i generalnie daję
radę.
Podejmuję
w sumie ważne
decyzje, planuję kursy i mam na uwadze to, że
ktoś
miał
wczoraj kiepski dzień
i dziś
załuguje
na specjalną
uwagę.
Czasem podejmuję
decyzje, które nie do końca odpowiadają kurierom i malkontenci nie
omieszkają skomentować tego głośno na radiu, czasem muszę grać
na twardo i zgrywać twardzielkę, a innym razem wiem, że mogę
sobie pozwolić na żarty. I tak się kręci na 'pudle'.
P.S.
Powyższy post pisałqm na przestrzeni niemal trzech miesięcy,
koszmary przestały mnie prześladować, trudne do obsadzenia
zlecenia niestety nie.
Przysłał mnie tu Szelest, miłość milion za ten wpis. Siedzę na dispatchu i ogólnie biurze w kurierce siódmy rok. Skala nie ta, bo miasto dużo mniejsze, ale WSZYSTKO SIĘ ZGADZA i to trochę łaskocze w serce. Że moje fakapy są uniwersalne, a nie tylko moje, i że nie tylko w głupiej Polsce pasywno-agresywni klienci nic nie czają i te koszmary (chociaż to i akurat już przechodzi, a najczęściej w tych klimatach śniłam, ze kogoś opierdalam zdzierając gardło do bólu). PIONA i powodzenia.
ReplyDeleteBtw, właśnie rozłączyłam się z klientką zamawiającą standard, ale z wykrzyknikiem (czyli żeby jechał ekspresem, ale bez dopłaty).
ReplyDeleteHa! To miło, że i inne babki siedzą w dispatchu, niestety jest to zawód zdominowany przez mężczyzn, choć nie wiem w sumie dlaczego. Piątka z Londynu!
Deletep.s. Tacy klienic to tzw. standard +, my to określamy jako standard ale ASAP. I bądź tu mądra!